czwartek, 17 maja 2012

UE, USA a sprawa Polska Anno Domini 2012





Patrząc na Unię Europejską Anno Domini 2012  trzeba się zastanowić co się z nią działo w ostatnim czasie i do czego to może prowadzić w przyszłości.  Nie chodzi tylko o samą Grecję i finanse niektórych krajów UE, ale o zasady podejmowania decyzji i podejście krajów "rdzenia UE" do reszty, słabszych, mniejszych, peryferyjnych w tym do Polski. Otóż elity Unii, zwłaszcza niemieckie i francuskie w poprzednich dekadach przyzwyczaiły się do sytuacji, w której mogą dyktować warunki innym krajom wtedy jeszcze kandydatom do członkostwa w Unii z Europy Środkowo -Wschodniej i Południowej. Relacje z krajami kandydatami na zasadzie petentów/klientów polegały na tym, że Unia wymagała i narzucała kandydatom jak mają się dopasowywać, zachowywać, zmieniać by wejść do klubu. Nie jest to żaden zarzut dla starej UE. tak to po prostu musiało wyglądać. Sytuacja jednak zmieniła się, gdy kandydaci weszli w końcu do Unii po spełnieniu warunków i stali się jej pełnoprawnymi członkami. Niestety elity starej UE jakby nie odnotowały tego faktu i dalej żyły w przeświadczeniu, że naturalnym jest że będą narzucać swoją wolę słabszym i nowym członkom. Dobrym wyrazem takiego zachowania były znamienne słowa prezydenta Francji Chiraca do Polski: "że straciła dobra okazję żeby siedzieć cicho". Obecnie przybrało to karykaturalną formę zmieniania przez duet niemiecko- francuski głów poszczególnych państw w UE. Podmienianie premiera Włoch z dnia na dzień przez duet Merkozy, czy pouczanie premiera Węgier jest czymś sprzecznym z zasadami Unii. Unia państw przestaje być Unią w momencie, gdy wąskie gremia przywódców najsilniejszych państw arbitralnie narzucają swoją wolę pozostałym. Potraktowanie premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona  podczas ustalania Paktu Fiskalnego było także bardzo symptomatyczne. Należy zadać sobie pytanie czy taka sytuacje nie będzie na dłuższą metę powodować rozpadu Unii. Rozpad Unii bowiem dokonuje się najpierw w świadomości społeczeństw państw wchodzących w skład Unii. Obecnie obserwujemy coraz większe rozgoryczenie i brak wiary w słuszność integracji, w coraz większej ilości krajów. Jeżeli tak to elity poszczególnych państw nie będą mogły w nieskończoność narzucać swoim obywatelom decyzji Berlina i Paryża. W końcu te społeczeństwa zmienią sobie rządy na bardziej eurosceptyczne. Albo Niemcy i Francuzi zmienią swoje butne zachowanie i Unia faktycznie będzie Unią równoprawnych, dobrowolnie zintegrowanych państw albo zaczniemy zmierzać do czegoś w rodzaju nowego Keiserraichu, ale będzie to coraz bardziej hegemonia Niemiec nad swoimi satelitami, a nie Unia.

Patrząc na relacje Polska- USA. To znaczenie Polski po zbliżeniu z USA między 2000-2008 rokiem wzrosło i na arenie międzynarodowej i w regionie. Nasze znaczenie wzrosło nawet ponad nasz potencjał i realne możliwości właśnie dzięki bliskiemu zbliżeniu z USA. Oczywiście zaangażowanie USA w Polskę zależy głównie od samego USA, ale warto się zastanowić jakie działania z naszej strony stwarzają lepsze warunki do zaistnienia ponownego zbliżenia. Jakie prowadzenie polityki przez nasz rzad sprzyja bardziej inwestowaniu USA w Polskę jako sojusznika i przedstawiciela interesów USA w regionie. Czy rząd uległy wobec Rosji, niepotrafiący zadbać o polski interes w tak symbolicznej sprawie jak katastrofa smoleńska zachęca czy zniechęca USA? Według mnie zbliżenie z USA nam służy, bardziej niż zbliżenie z Rosją. Na samą Unię Europejską nie możemy liczyć, gdyż  Niemcy i Francja raczej do tej pory dowodzą, że wolą ostudzać nasze ambicje i trzymać nas w przedpokoju jak coś robią ważnego. Nie jestem pewien czy Niemcy chcą bardzo silnej Polski, a tym bardziej wejścia Ukrainy do UE. Ciężar Unii musiałby się wtedy znacznie przesunąć na Wschód z racji wielkości geograficznej i demograficznej Ukrainy. Ściśnięci między twardymi interesami Rosji i Niemiec będziemy tak wegetować i za bardzo nie pozwolą nam podskoczyć jako Polsce i jako regionowi. Z poparciem USA jest to bardziej realistyczne. Oczywiście, że mamy mały wpływ na działanie USA, ale nie należy rezygnować i dążyć do coraz większej współpracy.

Inspirowane: