niedziela, 29 maja 2022

Morska misja NATO na Morzu Czarnym?

Blokada Morza Czarnego przez Rosję grozi głodem w wielu częściach świata. Czy NATO zdecyduje się na utworzenie specjalnej misji morskiej do eskorty transportowców ze zbożem z Ukrainy? Czy jest to wykonalne i jakie przeszkody należałoby pokonać, żeby to zrealizować? 

Podczas gdy uwaga świata skupia się przede wszystkim na walkach lądowych w trwającej na Ukrainie wojnie, aspekt morski tej wojny pozostawał przez długi czas na uboczu. W sferze medialnej na krótki czas uwagę przykuwała słynna Wyspa Węży i broniąca jej załoga. Istniały także obawy, że Rosja dzięki kontroli morza może dokonać desantu morskiego w okolicach Odessy. Jednak zagrożenie to zniknęło po spektakularnym zatopieniu przez siły ukraińskie kolejnych rosyjskich okrętów, w tym najważniejszego-flagowego okrętu Floty Czarnomorskiej “Moskwa”. Wszystko wskazuje też na to, że okręty rosyjskie nie atakują już z taką intensywnością celów lądowych na terytorium Ukrainy. Prawdopodobnie zapasy wykorzystywanych w tym celu pocisków Kalibr są na wyczerpaniu, a produkcja nowych może być problematyczna z powodu zachodnich sankcji.  


Stopniowo jednak świadomość tego, że sytuacja na Morzu Czarnym jest tak samo istotna dla ogólnej sytuacji Ukrainy, jak i znacznej części świata zaczyna docierać do opinii publicznej. Chodzi o potencjalny kryzys związany z brakiem żywności w najbardziej wrażliwych na głód regionach świata, czyli Afryce i na Bliskim Wschodzie. Zwłaszcza państwa afrykańskie są mocno uzależnione od dostaw zbóż i oleju z Ukrainy. W czasach pokoju wielkie transportowce płynąc na przykład z Odessy do Egiptu zapewniały bezpieczeństwo żywieniowe tamtego regionu. 

Po wybuchy wojny Rosja rozpoczęła blokadę ukraińskich portów i uniemożliwia normalny handel. Polska zaoferowała swą pomoc w transporcie ukraińskiego zboża na rynki światowe, ale trasy lądowe do portu w Gdańsku zapewniają ograniczone możliwości logistyczne i to sprawia, że ukraińscy rolnicy nie są w stanie wysłać około 90% swoich zbiorów, które zgniją zmagazynowane, podczas gdy wiele milionów ludzi na świecie będzie głodować.  

Z jednej strony jest to kolejne uderzenie w ukraiński budżet, którego znacznym komponentem jest handel produktami spożywczymi. Z brakiem pieniędzy Ukraina może jakoś sobie radzić dzięki stałemu wsparciu zachodu. Z drugiej strony o wiele groźniejsze wydaje się ryzyko wywołania głodu w wielu krajach, które mogą zostać pozbawione ukraińskich dostaw. Dodatkowym problemem jest to, że międzynarodowi ubezpieczyciele morscy nie zaryzykują pokrycia kosztów ryzyka żeglugi do lub z ukraińskich portów w czasie trwania konfliktu. 

Tymczasem dla Europy przeciągający się konflikt będzie oznaczać znaczne wzrosty cen żywności, co nałoży się na już istniejące problemy gospodarcze wynikające z pandemii, rosnące koszty surowców, produkcji energii czy wysoką inflację. Jednak dla mniej zamożnych państw Afryki i Bliskiego Wschodu może to być prawdziwa katastrofa i spowodować kolejne fale niepokojów społecznych, wojen domowych, a co za tym idzie wzrost chaosu, terroryzmu i niekontrolowaną migrację do Europy. 

Można z dużym prawdopodobieństwem zakładać, że jest to celowe działanie Rosji w celu pogłębienia destabilizacji światowego porządku. Bezpośrednio będzie to dodatkowo komplikować i tak bardzo już napiętą sytuację wewnątrz Unii Europejskiej, gdzie nie wszystkie państwa są tak samo przekonane do kontynuacji wspierania broniącej się Ukrainy.   

Państwa zachodnie skupione dotąd na wyzwaniu związanym z dozbrajaniem Ukrainy na lądzie, wreszcie zaczęły dostrzegać potrzebę wsparcia Ukrainy na morzu. I tutaj dochodzimy do kwestii możliwości przerwania rosyjskiej blokady morskiej w celu uniknięcie klęski głodu w wielu państwach na świecie. 

Morze Czarne jest bardzo specyficznym akwenem, jeśli chodzi o wymiar polityczny/wojskowy. Nawet w czasie pokoju okręty wojenne państw spoza Morza Czarnego mogą na nim przebywać tylko przez ograniczony czas. Reguluje to, podobnie jak inne kwestie związane z Morzem Czarnym, Konwencja z Montreux z 1936 roku. Turcja w pierwszych dniach wojny powołała się na nią by zamknąć cieśniny Bosfor i Dardanele dla rosyjskich okrętów wojennych. Po wejściu w życie konwencji z Montreux kolejne okręty wojenne w ogóle nie mogą wpłynąć na Morze Czarne. Turcja może odmówić dostępu dla okrętów wojennych uczestników wojny, o ile sama nie jest stroną konfliktu. Jednak zgodnie z artykułem 19 tej konwencji Turcja nie jest upoważniona do zamykania cieśnin dla neutralnych okrętów wojennych. Przestrzeganie artykułu wymaga zablokowania przejścia tylko dla jednostek zaangażowanych w wojnę, czyli rosyjskich i ukraińskich. Partnerzy Turcji z NATO mogliby nalegać, aby Turcja wykonała co do joty art. 19 Konwencji z Montreaux. Teoretycznie Turcja mogłaby zakazać przejścia rosyjskich okrętów wojennych i jednocześnie zezwalać na swobodny ruch okrętów wojennych państw nieuczestniczących w konflikcie, czyli państw należących do NATO.  Konwencja konwencją, ale najważniejszą kwestią pozostaje wola polityczna w tych kwestiach w samej Ankarze. Ostatecznie to prezydent Erdogan będzie decydował gdyby inni członkowie NATO chcieli wejść na Morze Czarne. Prezydent Turcji już wielokrotnie w historii pokazał, że potrafi grać ostro, zarówno wtedy, gdy Turcja zestrzeliła rosyjski samolot kilka lat temu, jak i obecnie - wyrażając stanowczo sprzeciw wobec wstąpienia Szwecji i Finlandii do NATO. 

Ukraina nie może zakończyć blokady jedynie atakując z lądu rosyjskie okręty wojenne i licząc na kolejne sukcesy podobne do zatopienia Moskwy. Nawet bez potęgi Floty Czarnomorskiej Rosja mogłaby wymuszać blokadę południowych portów Ukrainy, grożąc atakowaniem statków handlowych lotnictwem i rakietami.  

Jedynym rokującym szanse powodzenia rozwiązaniem jest wprowadzenie chronionej strefy morskiej wymuszanej przez społeczność międzynarodową.  Siłą rzeczy musiałaby się ona opierać na zdolnościach morskich NATO.  Chodziłoby o utworzenie czegoś na kształt morskiego korytarza humanitarnego. Działałby on na wzór NATOwskiej misji antypirackiej w Rogu Afryki. Wody Morza Czarnego mogłyby być patrolowane przez samoloty NATO, które już bazują w Rumunii, Bułgarii lub/oraz siły powietrzne Turcji. Natomiast wydzielone okręty państw NATO, na przykład którejś ze Standing NATO Maritime Group, zapewniałyby bezpieczeństwo żeglugi handlowej eskortując statki transportowe przez cieśniny pod kontrolą Turcji na Morze Śródziemne i dalej w świat. Nawet gdyby nie wszystkie państwa NATO chciały się w to zaangażować z obawy przed eskalacją zagrożenia wojny z Rosją, to biorąc pod uwagę co leży na szali, na pewno znalazłaby się koalicja państw chętnych do wydzielenia własnych okrętów, w tym Egiptu bezpośrednio zagrożonego widmem głodu.  

Oczywiście, sytuacja byłaby podobna do tej ze wcześniejszym pomysłem utworzenia strefy zakazu lotów nad Ukrainą (No Fly Zone), którą NATO ostatecznie wykluczyło, gdyż uznano ryzyko bezpośredniego starcia z Rosją za zbyt duże. W tym przypadku jednak powody utworzenia morskiej misji NATO byłyby o wiele ważniejsze i wykraczające poza samą sytuację na polu walki na Ukrainie. Dodatkowo, dużo łatwiej byłoby uniknąć przypadkowego ataku na okręt NATO, płynący po ustalonym szlaku wodnym, niż ataku na samoloty krążące gdzieś nad polem bitwy na Ukrainie. Pozostaje także kwestia możliwości wojskowych Rosji w starciu morskim z Sojuszem Północnoatlantyckim, który ma o wiele większe zdolności. Nawet zakładając, że Rosja chciałaby zagrozić atakiem na okręt NATO, to może nie być w stanie technicznie go wykonać, ze względu na zaawansowane uzbrojenie przeciwlotnicze i przeciwrakietowe zachodnich okrętów.  

Jak do tej pory już w Wielkiej Brytanii zaczęły pojawiać się głosy optujące za wdrożeniem jakiejś formy przerwania blokady morskiej Ukrainy. Jest to ważny sygnał płynący z państwa morskiego już bardzo zaangażowanego po stronie Ukrainy. Może on być zachętą dla innych członków NATO do poważnego zajęcia się tą kwestią. Oczywiście, cała taka operacja musiałaby się odbywać pod przewodnictwem US Navy, i w skład takiej ewentualnej eskadry eskortującej musiałby wejść co najmniej jeden okręt amerykański. Na przykład jeden z niszczycieli rakietowych klasy Arleigh Burke, które bywały już częstym gościem na Morzu Czarnym w ramach manewrów lub wizyt w portach członków NATO. Stany Zjednoczone na razie nie odniosły się bezpośrednio do możliwości przeprowadzenia takiej misji morskiej, a bez ich udziału raczej wątpliwe byłoby jej powstanie. Prezydent Biden zadeklarował jedynie przekazanie Ukrainie nowoczesnych pocisków przeciwokrętowych, a to świadczy o coraz wyraźniejszym zarysowywaniu się chęci pomocy Ukrainie także na morzu. 


foto: US Navy DDG Arleigh Burke Destroyer Class / fot. U.S. Navy photo by Journalist 2nd Class Patrick Reilly – Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3016301

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Obserwator Międzynarodowy: https://obserwatormiedzynarodowy.pl/2022/05/27/morska-misja-nato-na-morzu-czarnym/

środa, 6 kwietnia 2022

Po co Polsce morze?

Nie jestem ekspertem od wszystkiego dlatego poruszone tutaj kwestie handlowe, bezpieczeństwa morskiego czy bezpieczeństwa energetycznego mają charakter bardziej ogólny tak by dać pojęcie o tych sprawach przeciętnemu odbiorcy i uwrażliwić go na pewne aspekty funkcjonowania naszego państwa i jego gospodarki. Przede wszystkim zaś uzmysłowić dlaczego potrzebujemy przyzwoitej floty. Po prostu jest czego bronić na morzu i wybrzeżu.

Dostęp do morza jaki Polska uzyskała w wyniku zakończenia II wojny światowej jest bezprecedensowy w naszej najnowszej historii. 

Czy nasze społeczeństwo jest dostatecznie świadome korzyści jakie płyną dla naszego państwa z dostępu do morza? 


     Port w Gdyni. Źródło: autor Joymaster, Wikicommons

    Truizmem jest stwierdzenie, że państwa mające dostęp do morza i odpowiednio to wykorzystujące są zamożniejsze, lepiej się rozwijają i posiadają liczne przewagi nad pozostałymi państwami. Nie jest przypadkiem, że dominacja najpotężniejszych w historii państw była bardzo często efektem długiej tradycji morskiej i handlowej. Portugalia, Hiszpania, Holandia, Wielka Brytania czy wreszcie Stany Zjednoczone. Wszystkie one, choć w rożnych okresach i w różnym stopniu wykorzystywały przewagi jakie dają silna flota wojenna i duża flota handlowa oraz nieograniczony dostęp do mórz i oceanów. Wpływa na to wiele czynników. Po pierwsze handel morski daje szerokie możliwości jeśli chodzi o wybór partnerów handlowych. Zwłaszcza współcześnie, gdy nowoczesne statki handlowe coraz szybciej przemierzają morza i oceany oraz mogą zabrać coraz większy tonaż towarów, który błyskawicznie jest rozładowywany w doskonale zorganizowanych portach, skąd tirami podąża dalej do kontrahentów na lądzie. Pamiętajmy, że dostęp do morza to nie tylko zyski z handlu. To także przemysł stoczniowy, rybołówstwo, transport surowców energetycznych, turystyka i wiele innych rzeczy, które przekładają się bezpośrednio na zatrudnienie, rozwój, dochody budżetowe i dobrobyt wszystkich obywateli.

  Dostęp do morza zawsze był ważny dla państwa polskiego w różnych okresach jego historii. I Rzeczpospolita wykorzystywała port w Gdańsku do handlu morskiego i prowadziła liczne wojny, aby to nasze okno na świat i dostęp do handlu utrzymać. Wisłą spławiane były do Gdańska liczne produkty rolne, zwłaszcza zboże, które potem trafiały na rynki europejskie. W II Rzeczpospolitej wybudowano miasto Gdynia, które wraz portem było nie tylko wielkim osiągnięciem tamtego pokolenia Polaków, ale również koniecznością. To dzięki portowi w Gdyni Polska mogła sprzedawać swój węgiel ze Śląska na rynki światowe i był to ważny element dochodów państwa. 

  

          Morze Bałtyckie, Wikicommons

    Współcześnie III Rzeczpospolita ma bardzo długą linię brzegową. Długość linii brzegowej wynosi 770 km. Powierzchnia polskiej wyłącznej strefy ekonomicznej wynosi 22 595 km², powierzchnia morza terytorialnego wynosi 8783 km². Liczne porty, wśród których największe to Gdańsk, Gdynia i Szczecin-Świnoujście, służą dobrobytowi wszystkich Polaków, gdyż generują pokaźne zyski do budżetu państwa w postaci podatków, ceł i akcyzy. Najważniejsze jest jednak to, że przytłaczająca większość produktów, po które przeciętny Kowalski sięga w sklepach trafia do nas właśnie drogą morską. 


Porty

    Port w Gdańsku, który w ostatnim czasie rozwijał się w błyskawicznym tempie, stał się nie tylko największym polskim portem, ale też jednym z największych na Bałtyku oraz Europie. W Porcie Gdańsk w 2021 r. przeładowano 53,2 mln ton towarów, co stanowi 11 proc. wzrost i jest jednocześnie najwyższym wynikiem przeładunków w historii. W ostatnich latach Port Gdańsk był najszybciej rozwijającym się portem w Europie, z dynamiką wzrostu na poziomie 110 proc.


    Źródło: portlagdansk.pl

    Jak podaje portalmorski.pl Gdańsk zajmuje pierwsze miejsce w rankingu kontenerowym na Bałtyku. Co ciekawe na drugim miejscu znalazła się Gdynia:

Port Gdańsk 515 042 TEU (+8,6)

St. Petersburg 499 640 TEU (-11,1%)

Port Gdynia 239 454 TEU (+6,8%)

Gdańsk ma połączenie ze wszystkim najważniejszymi portami świata:

    Źródło: portalgdansk.pl


Gaz

    Obecnie Polska potrzebuje około 20 mld m3 gazu rocznie. 5 mld m3 gazu rocznie wydobywamy sami na terytorium Polski. Należy jednak pamiętać, że w miarę jak nasza gospodarka rośnie, rosło będzie także nasze zapotrzebowanie na gaz. Także, ze względów ekologicznych i dla dobra naszego zdrowia chcemy zmniejszać użycie węgla w naszym miksie energetycznym, a niestety wciąż jest on bardzo duży. Sprawa nie jest jednak tak prosta jak mogłoby się wydawać, gdyż odejście od węgla  wymagać będzie w przyszłości większego zapotrzebowania na gaz. Sprowadzany droga morską z zagranicy. Dzięki Gazoportowi w Świnoujściu będziemy mogli liczyć na dostawy roczne w wysokości około 12 mld m3, na takie wolumeny mają opiewać nasze kontrakty z firmami katarskimi i amerykańskimi. Katar jest póki co naszym największym dostawcą gazu skroplonego, dalej są Stany Zjednoczone. Są jeszcze inne potencjalne źródła dostaw LNG takie jak Norwegia, Nigeria czy Trynidad i Tobago. Jednak to wciąż będzie mało, dlatego już teraz są plany dalszego powiększania możliwości regazyfikacji. 

    Kolejnym krokiem milowym na drodze Polski do pełnego uniezależnienia się od gazu z Rosji i węgla będzie Gazociąg Baltic Pipe, którego docelowa przepustowość to ma być około 10 mld m3 w skali roku. Na początku przepustowość gazociągu, który ruszy już prawdopodobnie od października 2022 r. będzie wynosić tylko jakieś 2-3 mld m3. Gaz będzie dostarczany ze złóż norweskich na Morzu Północnym, gdzie odpowiednie koncesje zapewnił już sobie nasz koncern PGNiG. Gazociąg powstaje we współpracy z Danią i Norwegią, a jego infrastruktura będzie wiodła oczywiście przez Morze Bałtyckie. 

  To tylko niektóre z ważniejszych danych, które dowodzą niezbicie, że dostęp do morza zapewnia Polsce nie tylko więcej pieniędzy, bezpieczeństwo zaopatrzeniowe w większość produktów niezbędnych ludziom i przedsiębiorstwom, bezpieczeństwo energetyczne w postaci sprowadzanych surowców, ale także bezpieczeństwo wojskowe, gdyż wojska sojusznicze z NATO bardzo często przybijają do polskich portów i w nich się rozładowują zanim trafią na nasze poligony.

    Kwestie związane z bezpieczeństwem Polski na morzu i szlakach komunikacyjnych prowadzących do naszych portów były w ostatnich latach bardzo często pomijane przez naszych polityków i ignorowane przez znaczną część społeczeństwa/opinii publicznej. Dość powiedzieć, że Marynarka Wojenna RP była w ostatnich dekadach najbardziej zaniedbywanym i niedofinansowanym rodzajem sił zbrojnych. Do niedawna mogło tak być, gdyż cieszyliśmy się względnym spokojem i stabilnością. Jednak wybuch wojny na Ukrainie szybko uświadamia nam, że spokój i stabilność w naszym życiu musimy zapewniać sobie stale, we wszystkich domenach, także morskiej. Nie da się uciec od tego, że mamy szeroki dostęp do morza, który nakłada na nas zobowiązania międzynarodowe, ale przede wszystkim jest gwarantem naszego bezpieczeństwa w wielu obszarach, z energetycznym na czele. Musimy podjąć większy wysiłek by odpowiednio zabezpieczyć nasze wody terytorialne oraz wesprzeć ochronę szlaków komunikacyjnych prowadzących do Polski. Nikt inny za nas tego nie zrobi. To nasz obowiązek i nasz interes narodowy. Do tego wszystkiego niezbędna jest Marynarka Wojenna RP posiadająca odpowiednie zdolności, ale temu poświęcony już będzie oddzielny wpis.



sobota, 2 kwietnia 2022

Co jeśli Rosja wygra?

    Co czeka Polskę i państwa regionu w sytuacji, gdy Rosja ostatecznie zwycięży na Ukrainie? Co czeka szerzej pojętą wspólnotę transatlantycką i trzeszczący w szwach system bezpieczeństwa w Europie? Nie można wykluczyć, że pomimo heroizmu i poświęceń Ukraina ostatecznie przegra z Rosją. Zwłaszcza jeśli nie otrzyma na czas bardziej zaawansowanych systemów ciężkiego uzbrojenia. Wtedy czeka nas realizacja bardzo czarnego scenariusza.




    Jest kwiecień 2022 roku i wojna na Ukrainie toczy się już ponad miesiąc. W obecnej chwili trwa impas i rosyjskie wojska wstrzymały szerokie działania ofensywne. W niektórych miejscach, jak na północ od Kijowa Ukraińcy odbijają zajęte wcześniej terytorium. Jednak zarówno Kijów, jak i Charków wciąż są pod silnym ostrzałem rakietowym. Mariupol nad Morzem Azowskim prawdopodobnie lada moment zostanie zdobyty przez Rosjan, a przynajmniej to co zostało z tego pięknego niegdyś miasta. Obwód chersoński i znaczna część obwodów ługańskiego i donieckiego jest w rękach Rosjan. 

    Analitycy i zachodnie agencje wywiadowcze nie są zgodni co będzie dalej. Jedni wskazują na to, że Rosja poniosła ciężkie straty w ludziach i sprzęcie i nie ma wystarczających rezerw gotowych do kontynuowania agresji. Inni, wręcz przeciwnie, uważają, że Rosjanie właśnie gromadzą siły i przegrupowują się by  niedługo z jeszcze większą siłą rozpocząć kolejną ofensywę. Faktem jest, że Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej ogłosiło wiosenny pobór do wojska, który ma przynieść dodatkowych 135 tysięcy rekrutów. Na pewno Rosja posiada jeszcze duże zapasy sprzętu wojskowego. Pytanie jak szybko nowi rekruci będą gotowi do walki? Poza tym Rosja też się uczy na błędach i jej sposób wojowania będzie ulegał zmianie na lepsze. Tak naprawdę nie wiemy co będzie dalej. Potwierdza się stara maksyma, że Rosja nigdy nie jest tak silna, ani tak słaba jak się wydaje. Istnieje wiele możliwych scenariuszy zakończenia tego konfliktu jednak z powodu powagi sytuacji i tego, że zawsze lepiej szykować się na najgorsze spróbujmy się zastanowić się nad konsekwencjami zwycięstwa Rosji na Ukrainie. 

    W pierwszej kolejności należy określić czym właściwie byłoby zwycięstwo Rosji. Zakładając najgorszy możliwy scenariusz to po długich i krwawych walkach Rosjanie zajmują w końcu całe terytorium Ukrainy. Tereny na wschód od Dniepru, być może także z Kijowem, anektują bezpośrednio do Federacji Rosyjskiej. Na pozostałym terenie na zachód od Dniepru tworzą państwo marionetkowe z przychylnym sobie dyktatorem. Prezydent Ukrainy musi uciekać na zachód, ginie lub dostaje się do niewoli. W każdym razie dotychczasowe legalne władze Ukrainy przestają istnieć. Rosja przepędza do marionetkowego państwa pozostałą ludność ukraińską tak by mieć spokój na terenach anektowanych. Natomiast w państwie marionetkowym ustanawia surowy reżim wojskowy, który ma za zadanie zwalczać ewentualny opór i próby wojny partyzanckiej. W tym scenariuszu zakładamy, że nie dochodzi do wojny partyzanckiej na wielką skalę, gdyż Ukraina poniosła tak duże straty, że jej naród nie ma już na to sił i Rosja ma względny spokój w ustanawianiu nowych porządków. 

    Czy takie kompletne zwycięstwo Rosji jest możliwe? Nie ulega wątpliwości, że ta wojna nie idzie po myśli Rosjan. Ukraina dzięki odwadze i ofiarności własnych żołnierzy i obywateli broni się niezwykle skutecznie. Dodatkowa pomoc z zachodu, zarówno ta zaopatrzeniowa jak i wywiadowcza na pewno ma też swój udział w bardzo dobrze realizowanych planach obronnych Ukrainy. To wszystko, nie oznacza jednak, że Ukraina wygra albo, że Rosja nie odniesie finalnie kompletnego zwycięstwa. Po ataku Niemiec na ZSRS w 1941 roku, Sowieci ponieśli horrendalne straty w ludziach, sprzęcie i gospodarce, a mimo to w 1945 roku zdobyli Berlin. Historia dowodzi, że Rosja często po początkowych katastrofach militarnych potrafiła stanąć na nogi i przeważyć szalę zwycięstwa na swoją stronę. Co prawda, największe rosyjskie triumfy w historii były odnoszone w koalicji z silnymi sojusznikami z zachodu i ich wsparciu gospodarczemu i materiałowemu. Pokonanie Napoleona było możliwe w koalicji z Wielką Brytanią, Prusami i Austrią. Pokonanie Hitlera było możliwe dzięki koalicji ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. Generalizując można powiedzieć, że rosyjski żołnierz jadąc w amerykańskiej ciężarówce i jedząc amerykańskie konserwy dotarł do Berlina. Nie sposób jednoznacznie stwierdzić, czy Związek Sowiecki równie sprawnie pokonałby Niemcy, gdyby nie olbrzymie wsparcie Aliantów. Na pewno zajęłoby mu to o wiele więcej czasu. Z drugiej strony największe porażki militarne Rosji w historii miały miejsce, gdy walczyła sama, bez potężnych gospodarczo sojuszników lub wręcz przeciwko nim. Wojna Krymska toczona w latach 1853-1856  przeciwko Imperium Osmańskiemu, które wsparła Wielka Brytania i Francja skończyła się rosyjską porażką. Podobnie wojna rosyjsko-japońska w latach 1904-1905 skończyła się upokorzeniem Rosji i zatopieniem jej floty pod Cushimą. Także zimna wojna przeciwko zachodowi została przez Rosję przegrana. W tych wszystkich przypadkach Rosja była zdana  głównie na własne siły wojskowe, przemysłowe i gospodarcze i poniosła klęskę. 

  Czy tak będzie obecnie, w wojnie którą Rosja prowadzi samodzielnie przeciwko Ukrainie? Niekoniecznie. Współcześnie pojawił się nowy, potężny biegun siły w stosunkach międzynarodowych czyli Chiny. W tej chwili wiele zależy od tego czy Chiny będą wspierać Rosję w tej wojnie czy nie. Gospodarka Chin jest już kolosem porównywalnym do gospodarki amerykańskiej i z pewnością może pełnić funkcję silnego gospodarczo sojusznika Rosji. Poza tym Chiny mają własne cele w osłabieniu Pax Americana i wprowadzaniu własnej strefy wpływów po drugiej stronie globu. Na pewno bez wsparcia Chin rosyjska gospodarka może nie być w stanie prowadzić długotrwałej wojny na wyczerpanie z Ukrainą do której płyną kolejne dostawy i pieniądze z zachodu.

    Wróćmy więc do naszego głównego pytania: Co jeśli Rosja zdecydowanie wygra na Ukrainie? Po pierwsze pozycja geopolityczna Rosja znacznie wrośnie na południowej flance NATO. Rosja zdominuje basem Morza Czarnego i stanowić będzie o wiele większe zagrożenie dla państw położonych na jego wybrzeżach oraz na Kaukazie. Przede wszystkim będzie mogła wywierać bezpośrednią presję na państwa takie jak Mołdawia i Gruzja, ale również członkowie NATO czyli Rumunia, Bułgaria i Turcja znajda się w o wiele gorszym położeniu. Obecność morska państw NATO na Morzu Czarnym stanie się o wiele bardziej niebezpieczna. 

    Po drugie, reżim Putina zyska na popularności wewnętrznie, umocni się i nabierze pewności siebie w coraz bardziej agresywnym łamaniu euroatlantyckiego systemu bezpieczeństwa. W myśl zasady, że polityka skuteczna jest kontynuowana Rosja nie będzie miała większych oporów do używania sił zbrojnych przeciwko swoim sąsiadom. Zwycięska Rosja wybije z głowy i skutecznie powstrzyma swoich kolejnych sąsiadów przed rozważaniem dołączenia do NATO i UE. 

    Po trzecie, jeżeli pomimo początkowych porażek Rosja ostatecznie osiągnie swoje cele geopolityczne na Ukrainie uzyska dominującą pozycję także na wschodniej i północnej flance NATO. Po ujarzmieniu Ukrainy i odbudowaniu nadszarpniętych sił zbrojnych Rosja w ciągu kilku lat stanowić będzie śmiertelne zagrożenie dla państw bałtyckich, Polski i Rumunii. Obrona terytorium Polski będzie musiała uwzględniać dodatkowy front i całą długość polsko-ukraińskiej granicy. Nawet jeżeli zachodnie sankcje w kolejnych latach będę mocno uderzać w rosyjską gospodarkę i przemysł to pamiętajmy o tym jak zdewastowany był Związek Sowiecki po II wojnie światowej, a i tak nie przeszkodziło mu to w zdominowaniu całej Europy Środkowo-Wschodniej i szachowaniu zachodniej Europy przez całe dekady zimnej wojny. Poza tym, Chiny mogą zniwelować ostre działanie sankcji na Rosję w dłuższej perspektywie. Nie wspominając już o niebezpieczeństwie zmiany stanowiska w sprawie sankcji wśród niektórych państw europejskich czego też nie można wykluczyć w razie zwycięstwa Rosji. 

    Po czwarte, samo terytorium Ukrainy, choć zdewastowane wojną będzie ukoronowaniem zamierzeń Putina by odnowić imperialna potęgę Rosji. Chiny mogą być chętne i zdolne do poniesienia części kosztów odbudowy po wojnie co pozwoli Rosji szybko skonsolidować swoją władzę na tym terenie. Rosja przejęłaby także znaczną cześć produkcji rolnej z której słynie Ukraina i której produkty rolne zaopatrują wiele państw na świecie. Dałoby to Rosji kolejny instrument wpływu już nie tylko na państwa regionu, ale nawet dalej na Bliskim Wschodzie i w północnej Afryce. W wypadku braku zainteresowania Chin Rosja może nie być zdolna do odbudowy zniszczeń w szybkim czasie i terytoria Ukrainy mogą przeobrazić się w państwo upadłe, gdzie rządzi korupcja i zacofanie na wzór Naddniestrza co tylko pogłębiłoby stopień niestabilności w całym regionie.

    Na koniec warto zwrócić także uwagę na fakt, że jeśliby Rosja usadowiła się na polskiej granicy od południa to całe NATO, a przede wszystkim Stany Zjednoczone zmuszone by były do zrewidowania i znacznego wzmocnienia wschodniej flanki. Pamiętajmy jednak o tym, że potężne zaangażowanie USA w Europie osłabi amerykańską obecność na Pacyfiku, a to może skłonić Chiny do bardziej agresywnych działań wobec Tajwanu i na Morzu Południowochińskim. Wielokrotnie wcześniej Rosja i Chiny koordynowały swoje agresywne działania po dwóch stronach globu tak by wymusić rozproszenie sił amerykańskich, które nie mogą być wszędzie jednocześnie. To z kolej, może zmusić Amerykanów do osłabienia swoich sił w Europie i skoncentrowania się na zagrożeniu chińskim, a nie jest tajemnicą, że w strategii USA to Chiny są głównym zagrożeniem. Dlatego tak ważne jest by europejscy członkowie NATO już teraz szykowali się na taki scenariusz i byli gotowi do obrony Europy bez lub tylko z niewielkim wsparciem USA. Dla Polski wniosek może być tylko jeden – intensywne zbrojenia i szykowanie się do wojny. Nawet jeśliby miał się nie sprawdzić ten najgorszy ze scenariuszy to nie zaszkodzi właśnie na niego się szykować i to już teraz.

Grafika: Wikicommons

Tekst ukazał się pierwotnie w portalu Obserwator Międzynarodowy

środa, 23 marca 2022

Imperializm Rosji współczesnej -czyli o tym co doprowadziło do wojny na Ukrainie

 

Wojna na Ukrainie trwa już prawie miesiąc. Co doprowadziło nas tu gdzie obecnie jesteśmy? Jak to się stało, że państwa zachodnie zupełnie nie przewidziały skali kryzysu bezpieczeństwa jaki nastąpił w Europie? Dlaczego nie dostrzegano zagrożenia ze strony Rosji? Niniejszy esej jest próbą odpowiedzi na te pytania.

 


1. Trzy przyczyny imperializmu 

Objęcie urzędu prezydenckiego w Rosji przez Władimira Putina w 2000 roku po skompromitowanym i schorowanym Borysie Jelcynie zwiastowało nadejście nowej epoki w dziejach tego państwa. Putin w kolejnych latach swoich rządów umocnił  władzę i  poprawił stopę życiową przeciętnego Rosjanina. Zdecydowane wykorzystanie mocnego atutu Rosji w postaci surowców energetycznych na użytek polityki zagranicznej otworzyło nowe możliwości kreowania relacji z sąsiednimi państwami. Dodatkowo potężne zyski ze sprzedaży gazu i ropy poprawiły sytuację wewnętrzną w Rosji i nastroje społeczne co przełożyło się bezpośrednio na wzrost poparcia dla rządów Putina. Pomimo częstych wystąpień tworzącej się klasy średniej w Rosji nigdy pozycja prezydenta Putina nie była poważnie zagrożona. Umacniając swoją władzę i konsekwentnie eliminując opozycję wewnętrzną Putin uzyskał stabilny układ polityczny i mógł skupić się na imperialnych perspektywach w polityce zagranicznej realizowanej przez Rosję. Teraz już wiemy, że Rosja nigdy nie pozbyła się swoich tradycyjnych ciągot imperialnych. Czekała tylko na odpowiedni moment. Część państw, jak Polska to dostrzegała, ale ich ostrzeżenia nie były brane na serio lub tłumaczono je sobie swoistą rusofobią. Zastanówmy się zatem nad tym jak mogło zostać to przegapione na zachodzie? Spójrzmy wstecz na to co było widoczne gołym okiem, ale nie było traktowane z należytą powagą. Jak znaleźliśmy się w tym właśnie miejscu w 2022 roku?

Patrząc na politykę zagraniczną Rosji ostatnich dwóch dekad należy stwierdzić, że była ona coraz mniej zachowawcza, a coraz bardziej imperialna. Hans Morgenthau wyróżnia trzy przyczyny imperializmu: wojnę zwycięską, wojnę przegraną i słabość sąsiadów[1]. Wojnę zwycięską jako powód prowadzenia przez Rosję polityki imperialnej w XXI wieku możemy odrzucić, natomiast analizie poddamy dwa pozostałe powody.

 

2. Polityka imperialna spowodowana przegraną wojną

            Zimna Wojna zakończyła się przegraną ZSRS i błyskawicznym rozpadem sowieckiego imperium w Europie Środkowo-Wschodniej. W przeciągu paru lat ZSRS z przywódcy jednego z dwóch najsilniejszych bloków w dwubiegunowym świecie spadło do rangi regionalnej potęgi w świecie zdominowanym przez zwycięskie Stany Zjednoczone. Rosyjskie społeczeństwo karmione opowieściami o potędze rodzimej propagandy nagle ocknęło się w innej rzeczywistości. W rzeczywistości wolącego się w gruzy imperium. Stało się to prawie z dnia na dzień i to bez wyraźnej zapowiedzi tego co ma nadejść. Nie nastąpiła żadna spektakularna bitwa ani inne rozstrzygające wydarzenie, które w prosty sposób tłumaczyłoby, jak nazwał to sam Putin „tak olbrzymią katastrofę geopolityczną”. Wyścig zbrojeń z krajami zachodu, pogłębiająca się degeneracja polityczna i coraz szybciej postępująca niewydolność ekonomiczna komunistycznej gospodarki rozsadziła ZSRS od środka. W świadomości Rosjan pozostał obraz przegranego imperium i utraconej wielkości. Rosja musiała się podporządkować nowym okolicznościom, w których to inni dyktowali warunki i bez oglądania się na nią kreowali rzeczywistość w jej wczorajszej strefie wpływów. Sytuacja taka może bardzo łatwo w społeczeństwie ożywić rewanżyzm i chęć odegrania się na zwycięzcach. Natomiast w polityce zagranicznej państwa może skutkować dążeniem do obalenia nowego ładu i odwrócenia sytuacji geopolitycznej na swą korzyść by przywrócić utraconą pozycję.

Dobrym przykładem wstąpienia kraju na drogę imperialną z powodu przegranej wojny jest sytuacja Niemiec po klęsce w I wojnie światowej. Traktat Wersalski tworzył w stosunkach europejskich nowe status quo, w którym rola Niemiec była mocno ograniczona. Przeciętny Niemiec czuł się upokorzony postanowieniami zwycięskiej ententy co w późniejszych latach umiejętnie wyzyskał Hitler by przejąć władzę i pchnąć III Rzeszę na drogę polityki imperialnej i w konsekwencji wojny światowej.

 Do czasu uzyskania przez nazistów znaczenia w życiu politycznym, działania Niemiec miały raczej charakter zachowawczy. Politykę prowadzoną przez kanclerza Republiki Weimarskiej Gustava Stresemanna charakteryzowało roztropne zdobywanie korzyści dla Niemiec i niwelowanie ograniczeń narzuconych przez Traktat Wersalski, jednak w ramach istniejącego systemu.  Henry Kissinger zauważa, że gdyby Niemcy kontynuowały kurs obrany przez Stresemanna to prawdopodobnie osiągnęłyby podobne sukcesy co Hitler do 1938 roku jednak bez antagonizowania otoczenia i wywoływania kolejnej wojny w Europie. Przynajmniej kwestie Austrii, Sudetenlandu i Gdańska mogłyby zostać rozwiązane na korzyść Niemiec w sposób pokojowy i za zgodą ententy[2].

Niestety, niezrozumienie na czas przez kraje zachodu, że utrzymywanie w ryzach potencjału Niemiec nie jest możliwe, skutkowało brakiem pomysłu na nową politykę, która byłaby odpowiednia do zmieniających się okoliczności. Utrzymywanie wersalskiego status quo było coraz mniej realne, a na horyzoncie nie pojawiały się żadne nowe pomysły ani propozycje dla Niemiec w Europie. Wobec pogarszającej się sytuacji ekonomicznej i na fali niezadowolenia społecznego do władzy doszedł Hitler, który w krótkim czasie odrzucił ograniczenia wersalskie, opuścił Ligę Narodów i rozpoczął zakrojone na szeroką skalę zbrojenia. Od tego momentu nie było już drogi odwrotu i Niemcy konsekwentnie dążyły do całkowitego obalenia status quo za pomocą gróźb i szantażu kształtując stosunki w Europie.

Bierna postawa Francji i Wielkiej Brytanii wobec zajęcia Nadrenii i przyłączenia do Rzeszy Austrii tylko utwierdzała Hitlera w przekonaniu, że taka polityka jest skuteczna. Państwa zachodnie błędnie uznały, że polityka Niemiec jest zachowawcza i po pójściu na pewne ustępstwa zaspokoi aspiracje Niemiec. Ostatnia próba ustabilizowania sytuacji w postaci Traktatu Monachijskiego zamiast uchronić Europę od kolejnej wojny tylko ją przyspieszyła. Złamanie ustaleń z Monachium i likwidacja przez Niemcy Czechosłowacji, postawiły pod ścianą premiera Chamberlaina firmującego te ustalenia. Od tego momentu Wielka Brytania i Francja nie mogły już dłużej udawać, że jakiekolwiek ustępstwa wobec Hitlera są słuszne. Uznały, że kolejne żądania Hitlera będą musiały zakończyć się odpowiedzią w postaci wypowiedzenia wojny. W tym celu zawarły one sojusz obronny z Polską, aby umocnić ją w oporze wobec Niemiec. Sojusz ten miał za zadanie wykazać jasno Hitlerowi, że drugiego Monachium w przypadku Polski już nie będzie.

Natomiast Hitler utwierdził się w przekonaniu, że agresywna polityka zastraszania przynosi mu oczekiwane rezultaty i nie zamierzał z niej rezygnować. W rezultacie kolejne groźby i żądania wobec Polski następowały już w sytuacji brytyjskich i francuskich gwarancji niepodległości dla Polski i sojuszu wojskowego. Wybuchła wojna, która szybko zaczęła ogarniać kolejne państwa i kontynenty. Jednak wszystko zaczęło się od błędnego odczytania polityki  imperialnej prowadzonej przez Niemcy i w rezultacie braku przedstawienia na czas odpowiedniej propozycji, aby ją z tej drogi zawrócić lub zastosowanie na czas groźby by ją na tej drodze zatrzymać.

Przyglądając się działaniom Rosji w ostatnich latach widać, że kolejne sukcesy polityki zagranicznej Putina skutkowały jej kontynuacją i intensyfikacją. Dokładnie tak samo jak kolejne sukcesy Niemiec w osiąganiu celów za pomocą gróźb i szantażu determinowały kolejne groźby i żądania przed rokiem 1939. Polityka, która przynosi pożądane efekty, jest skuteczna i nie niesie ze sobą nadmiernych kosztów ze strony otoczenia jest kontynuowana. Jeżeli taka polityka nie spotyka się z mocną reakcją, ani z negatywnymi konsekwencjami to czy jest powód by ją zmieniać? Jeżeli przyjmiemy, że wojna rosyjsko-gruzińska z 2008 roku miała za cel zamknięcie Gruzji drogi do członkostwa w NATO to czy Rosja osiągnęła swój cel? Jeżeli konsekwencje dla Rosji za prowadzenie takiej polityki były niewielkie to czy nierozumnym było przewidywanie, że w przyszłości będzie to zachęta do stosowania takich samych działań w podobnej sytuacji?

Czy rok 2014 i początek agresji na Ukrainę coś zmienił w podejściu Niemiec czy Francji do Rosji? Nie. Zarówno jedni, jak i drudzy kontynuowali na wielką skalę interesy z ewidentnie imperialną Rosją, sprzedając jej również nowoczesne systemy wojskowe i kupując surowce energetyczne. Przejawem zupełnego zaślepienia elit niemieckich było uparte dążenie do budowy gazociągu Nord Stream 2, aż do czasu gdy na Kijów zaczęły spadać pierwsze rakiety. Do tej pory Niemcy blokują całkowite odcięcie się od zakupów surowców energetycznych z Rosji podtrzymując dopływ gotówki dla zbrodniczego reżimu. Oczywiście nie tak łatwo z dnia na dzień całkowicie się odciąć od gazu z Rosji, jeżeli przez całe dekady tylko na tym opierano politykę gospodarcza i energetyczną. Niemcy całkowicie zignorowali ewentualność, że bycie w 100% uzależnionym od Rosji w zakresie surowców czyni z nich zakładnika rosyjskiej polityki. To co miało być „rozumieniem Rosji” i wpływaniem na nią poprzez więzy gospodarcze, okazało się wielką iluzją i pułapką. Wspomagane to było oczywiście przekupstwem elit politycznych, którego symbolem jest osoba byłego kanclerza Niemiec- Gerharda Schrödera, który znalazł intratną posadę w Gazpromie.

Nasuwa się pytanie czy wobec coraz bardziej agresywnej postawy Rosji wobec swoich sąsiadów otrzymywała ona wystarczająco mocne sygnały, że nie powinna tak robić czy raczej wysyłane do niej sygnały utwierdzały ją w przekonaniu, że taka polityka jest skuteczna i należy ją kontynuować?

 

3. Polityka imperialna spowodowana słabością sąsiadów

Prowadzeniu przez państwo polityki imperialnej sprzyja także istnienie próżni politycznej w postaci słabych i niestabilnych państw u swoich granic lub na terytoriach, które są atrakcyjne ekonomicznie lub położone w strategicznym miejscu dla  jego bezpieczeństwa.

Było jasne, że wobec państw tworzących niegdyś ZSRS tj. Białorusi, Gruzji i Ukrainy Rosja będzie dążyć do przywrócenia swojej dominacji i to najchętniej przy aprobacie państw zachodnich coraz mniej zainteresowanych we włączeniu ich do instytucji zachodnich. Pozostawały względnie bezpieczne w wytworzonej próżni bezpieczeństwa, ale tylko do czasu, gdy Rosja znów stanęła na nogi.

Od wieków polityka rosyjska w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa dąży do przesunięcia swoich wpływów i terytorium jak najdalej od własnych granic. Zwłaszcza na swojej zachodniej granicy, skąd po Nizinie Wschodnioeuropejskiej wkraczały kolejne wrogie armie. Obecnie na zachodnich granicach Rosji kluczowe znaczenie mają dwa państwa: Białoruś i Ukraina. W przekonaniu Rosji państwa te pozostając niezależne stwarzają niebezpieczeństwo bycia wciągniętymi w orbitę wpływów zachodnich tj. UE, NATO i tym samym postawienia Rosji w niekorzystnym układzie geopolitycznym. To zasadniczo by się zgadzało, jednak wymagałoby jeszcze udowodnienia ofensywnych zamierzeń NATO, a z tym już jest problem, gdyż NATO to sojusz obronny. Nie jest winą szeroko pojętego zachodu i jego instytucji takich jak UE czy NATO, że są atrakcyjne i przyciągają jak magnes sąsiadujące z nimi kraje. Tu raczej winna jest sama Rosja, która ma niewiele do zaoferowania poza tanimi surowcami i korupcjogennym systemem władzy. Dla państwa takiego jak Ukraina wybór przyszłego modelu rozwoju był oczywisty, a przynajmniej dla większej części jej obywateli.

Białoruś w ostatnich latach coraz bardziej traciła swoją suwerenność na rzecz Rosji i można stwierdzić, że zarówno pod względem gospodarczym (olbrzymie pożyczki od Rosji, uzależnienie energetyczne, przejmowanie przemysłu) jak i militarnym (rosyjskie instalacje wojskowe na terytorium Białorusi, wspólne manewry wojskowe itd.) Białoruś nie jest już państwem niezależnym. Można sądzić, że pogłębianie się integracji nowej Unii Celnej Białorusi,  Kazachstanu i Federacji Rosyjskiej  kreowanej przez Rosję będzie przyspieszać ten proces, aż do całkowitego włączenia Białorusi do Federacji Rosyjskiej.

Odmienna sytuacja jest w przypadku Ukrainy. Choć Rosja miała niewątpliwe sukcesy w odwróceniu części zmian wprowadzonych przez Pomarańczową Rewolucję to Ukraina ciągle pozostawała stosunkowo niezależna. Polityka prowadzona przez Ukrainę do wybuchu wojny z Rosją przypominała trochę politykę równowagi prowadzoną przez Polskę do 1939 roku. Ukraina starała się balansować pomiędzy Unią Europejską i Rosją utrzymując oba te organizmy polityczne na dystans i nie opowiadając się jednoznacznie za jedną z opcji. Wiadomo było, że taka polityka nie będzie możliwa w nieskończoność, ale dopóki Ukraina, z racji swego położenia jak i potencjału pozostawała języczkiem u wagi mogła wykorzystywać  zaloty zarówno Moskwy jak i Brukseli na własną korzyść. Wobec coraz rzadziej artykułowanej potrzeby rozszerzenia UE przez główne państwa europejskie oraz problemów strefy euro integracja europejska nie jawiła się już na Ukrainie jako coś pewnego, na czym można by oprzeć swoją politykę. Dlatego w próżnię pozostawioną przez Brukselę tak zdecydowanie zaczęła wchodzi Rosja z kolejnymi propozycjami gospodarczymi, które miały na celu wciągnięcie Ukrainy w strefę wpływów rosyjskich. Unia Celna Rosji, Białorusi i Kazachstanu miała ponownie zintegrować peryferie dawnego imperium z Federacją Rosyjską i być ukoronowaniem polityki zagranicznej Wladimira Putina. Z kolei przedłużenie przez Ukrainę pod rządami Wiktora Janukowycza na kolejne dziesięciolecia dzierżawy rosyjskiej bazy morskiej w Sewastopolu miało, między innymi, na celu uniemożliwienie Ukrainie wstąpienia do NATO. Rosyjskim planom na przeszkodzie stanęli sami obywatele Ukrainy, którzy domagali się podpisania umowy z Unią Europejską. Protesty przeciwko prezydentowi i masakra na kijowskim Majdanie ostatecznie zdyskredytowały i zmusiły do ucieczki do Rosji prezydenta Janukowycza. Rosja straciła swoje wpływy na Ukrainie i legł w gruzach geopolityczny zamysł Putina. Ukraina wybrała zachód zamiast rosyjskiego miru. W tej sytuacji zachowanie się Rosji było do przewidzenia i wielu analityków je przewidziało.


4. Wojna imperialna putinowskiej Rosji

Konsekwencją tego było odwołanie się do środków siłowych w 2014 roku i zbrojne zajęcie Krymu przez Rosję, a także rozpętanie quasi wojny domowej, inspirowanej i sponsorowanej przez Kreml we wschodniej części Ukrainy. Utworzenie pseudo Republik Donieckiej i Ługańskiej było tylko wstępem do tego co musiało nastąpić później czyli otwartej wojny przeciwko niepodległości i integralności terytorialnej Ukrainy. Rosja bez Ukrainy nie może nawet myśleć o odtworzeniu imperium. Ukraina w NATO to byłby koniec marzeń Putina o przywróceniu statusu imperium. Dlatego wojna była nieunikniona.

Ponowny atak Rosji na Ukrainę, tym razem na pełną skalę, nastąpił 24 lutego 2022 roku stworzył kompletnie nową sytuację w Europie. Rosja nie atakuje tylko Ukrainy, atakuje cały system bezpieczeństwa w Europie. Celem Rosji jest odwrócenie zmian geopolitycznych jakie nastąpiły w latach 90 tych XX wieku po upadku Związku Sowieckiego. Elity na Kremlu nigdy tak naprawdę nie pogodziły się ze wstąpieniem swoich dawnych wasali w ramach zewnętrznego imperium sowieckiego do NATO. Można z całą pewnością stwierdzić, że jeżeli podbój Ukrainy zakończy się dla Rosji sukcesem to polityka odbudowy imperium będzie kontynuowana. Na pewno na celowniku Rosji znajdują się wszystkie byłe republiki sowieckie. Państwa leżące na peryferiach NATO i mniej lub bardziej otwarcie aspirujące do dołączenie do struktur zachodnich, takie jak Gruzja, Mołdawia czy Finlandia muszą mieć się na baczności. Opanowanie terytorium Ukrainy przez Rosję będzie też miało bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo członków NATO sąsiadujących z Rosją. Państwa bałtyckie, Polska i Rumunia z pewnością także się mieszczą w imperialnych planach Putina. Wiele będzie zależało od długofalowej jedności i spójności sojuszników w ramach NATO i ich chęci do rzeczywistego odstraszania agresji Rosji. Obecnie coraz bardziej widoczna jest konieczność powrotu do zapomnianego przez lata realizmu w polityce międzynarodowej i postrzegania rzeczywistości taką jaka naprawdę jest. Putin pokazał, że bezlitosna siła i agresja musi spotkać się z odpowiedzią siły równoważącej jeżeli ma zostać skutecznie powstrzymana. Polska powinna teraz z całą mocą zabiegać o utworzenie stałych  i rozbudowanych baz NATO w miejsce rotacyjnej obecności, a także włączenie do programu współdzielenia taktycznej broni nuklearnej w ramach sojuszu. To w połączeniu z nieustannym wsparciem dla walczącej Ukrainy oraz wzmocnienie własnych sił zbrojnych musi być priorytetem polskiej polityki bezpieczeństwa. Wiele rzeczy można było przewidzieć i podjąć środki zaradcze odpowiednio wcześnie. Straconego czasu nie da się teraz odzyskać. Ukraina swoją krwią kupuje właśnie czas zachodowi na naprawienie dziesięcioleci zaniedbań i patrzenia na Rosję przez różowe okulary. Niestety.


Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu Obserwator Międzynarodowy

Foto: Wikimedia Commons


[1]Morgenthau, H., Polityka Między Narodami, Warszawa 2010.

[2] Kissinger H., Diplomacy, Simon & Schuster Paperback, New York 1994, s. 268-269.

 

sobota, 19 marca 2022

Co na to NATO?

  Wojna, którą wywołał Putin przebudziła ostatecznie Sojusz Północnoatlantycki ze strategicznego letargu. Okrucieństwo i bezwzględność wobec ludności cywilnej wprawiły w osłupienie społeczeństwa zachodnie. Od czasów wojny po rozpadzie Jugosławii Europa nie była świadkiem takich wydarzeń. Reakcje państw zachodnich z pierwszych dni po wybuchu wojny należy ocenić pozytywnie zarówno jeśli chodzi o szybkość, jak i skalę. To czego wielu się obawiało, czyli opieszałość i brak jedności politycznej, nie miało miejsca. Zarówno nałożenie bezprecedensowych sankcji na Rosję, jak i błyskawiczna dyslokacja kolejnych oddziałów na wschodnią flankę sojuszu są zjawiskami, które miło zaskoczyły. Jednak, czy to na dłuższą metę wystarczy? Czy przedłużający się konflikt nie wpłynie na jedność i spójność sojuszników? To właśnie teraz jest najlepszy moment, aby odpowiednio zabezpieczyć natowskie granice z Rosją, tak by móc skutecznie powstrzymać ewentualne rozlanie się tego konfliktu na resztę Europy oraz długofalowo zabezpieczyć najbardziej narażonych członków sojuszu.

    NATO ma nad Rosją znaczną przewagę, jeśli chodzi o zasoby ludzkie, materiałowe i gospodarcze. Także w środkach prowadzenia wojny konwencjonalnej NATO jest o wiele silniejsze i bardziej zaawansowane technologicznie. W potencjale nuklearnym możemy mówić o równowadze. To w czym Rosja ma przewagę to inicjatywa i wola polityczna jej władz do użycia siły w sposób bezwzględny, cynicznie niszcząc kolejne bezpieczniki prawa międzynarodowego i humanitarnego prowadzenia konfliktu zbrojnego, zwłaszcza w odniesieniu do ochrony ofiar wojny i ludności cywilnej (ius in bello). Można próbować to wytłumaczyć rosyjskim barbarzyństwem, jednak kryje się za tym również element wojny psychologicznej prowadzonej przez Rosję. Cywilizowany zachód z przerażeniem ma patrzeć na to co robią Rosjanie. Mamy się bać i zastanawiać do czego jeszcze może dojść. Czy dojdzie do użycia broni biologicznej, chemicznej, a może nawet nuklearnej?     Putin przebiegle wykorzystuje obawy NATO przed eskalacją konfliktu i tym samym przed bezpośrednią interwencją w przerwanie tego konfliktu. Posiadanie przez Rosję broni atomowej daje Putinowi wolną rękę do mordowania Ukraińców i niszczenia ich kraju. Dopóki istnieje groźba eskalacji nuklearnej, dopóty może czuć się bezkarny. Pułapka, w którą wpadły państwa zachodnie jest przede wszystkim natury psychologicznej i długofalowo ma na celu podważenie zaufania do kolektywnej obrony i artykułu 5 Traktatu NATO, zwłaszcza wśród członków sojuszu położonych najbliżej Rosji.


    Teraz jest najlepszy moment by NATO przejęło inicjatywę i z całą mocą dało do zrozumienia Rosji, że też ma czego się bać. Skostniałe i statyczne plany obronne powinny zostać zastąpione bardziej elastycznym podejściem do zagrożenia jakie stwarza Rosja, gdyż Putin od lat lawiruje poniżej progu wojny i artykułu 5 w odniesieniu do członków sojuszu. Wsparcie dla walczącej Ukrainy powinno być stale zwiększane zarówno jeśli chodzi o ilość, jak i o jakość dostarczanego uzbrojenia tak by upewnić się, że Rosja nie da rady militarnie zakończyć tej wojny powodzeniem. Jeśli rosyjska agresja zakończy się sukcesem, to przekształci ona zdobyte terytorium Ukrainy w swoją wysuniętą bazę wojskową i poprawi swoją pozycję strategiczną względem NATO, gdyż wtedy cała granica wschodnia Polski będzie bezpośrednio sąsiadować z Rosją. Dlatego tak ważne jest, aby Ukraina obroniła swoją niepodległość i integralność terytorialną. Równocześnie trzeba podjąć zdecydowane kroki w ramach samego NATO i jego zdolności wojskowych.

    Po pierwsze, nie będzie lepszego momentu, aby NATO zmieniło swoją strategię na wschodniej flance sojuszu z „odstraszania przez obecność” (deterrence by presence) na „odstraszanie poprzez obronę” (deterrence by defense). Wysunięta Obecność (NATO’s Enhenced Forard Presence) w państwach bałtyckich i Polsce musi zostać zastąpiona przez stałą obecność, ze stałymi bazami w miejsce rotacyjnej obecności wojsk NATO. To powinno powstrzymać Rosję przed zamiarem rozszerzenia konfliktu o państwa bałtyckie lub Polskę. To przede wszystkim Polska jest w najlepszej pozycji do bycia wszechstronnie przygotowanym bastionem obronnym NATO odpowiednio dozbrojonym w najlepsze systemy rozpoznania i kontroli (C2, Command and Control) oraz systemy przeciwrakietowe i przeciwlotnicze. Poza tym Polska powinna stać się rozbudowanym hubem logistycznym, tak by wojska NATO mogły szybko być przerzucane wzdłuż granicy od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego.     Drugim punktem powinno być rozszerzenie o Polskę i Rumunię natowskiego programu współdzielenia się taktyczną bronią nuklearną (Nuclear Sharing) oraz rozmieszczenie systemów uderzeniowych bliżej granic Rosji. Tylko takie czytelne sygnały ze strony zachodu mogą skutecznie odstraszać Rosję w obecnej sytuacji strategicznej, która wytworzyła się po wybuchu wojny na Ukrainie.     Po trzecie, NATO mogłoby na nowo opracować operacje poza obszarem sojuszu, czyli out of area operations i połączyć je z misjami humanitarnymi. Takie operacje stabilizacyjne w bezpośrednim sąsiedztwie NATO miałyby na celu obronę ludności cywilnej i powstrzymanie kryzysu humanitarnego. Musiałyby one być wsparte użyciem lądowych sił zbrojnych do obrony korytarzy humanitarnych, a także obroną przestrzeni powietrznej nad nimi (no fly zone). Rosja dostałaby jasny sygnał, że w razie wywołania konfliktu w bezpośrednim sąsiedztwie NATO musiałaby się liczyć z natychmiastowym wprowadzeniem w życie takich operacji i brać je pod uwagę przed wywołaniem wojny. To Rosja byłaby wtedy stroną eskalującą konflikt, a nie NATO, które z wyprzedzeniem miałoby uzasadnienie dla podjęcia działań. Oczywiście dotyczyłoby to tylko przyszłych operacji wojskowych Rosji, a nie już rozpoczętej wojny na Ukrainie. Jednak widać, że w przyszłości nie można całkowicie wykluczyć kolejnych wojen Rosji na peryferiach NATO, na przykład przeciw Gruzji czy Finlandii.

    Wojna na Ukrainie może trwać jeszcze długo i przynieść tylko krwawy impas, gdyż dopóki Putin nie uzna, że osiągnął wystarczająco wiele by ogłosić sukces Rosjanom, nie będzie też skłonny do prawdziwych rozmów pokojowych. Ukraina także nie będzie skłonna do ustępstw dopóki skutecznie powstrzymuje agresję i broni najważniejszych miast, łącznie z Kijowem. Dopóki konflikt trwa, a Ukraina skutecznie się broni, NATO ma czas na podejmowanie odważnych decyzji, które zabezpieczą sojusz i jego otoczenie na przyszłe dekady. Bo jeśli nie teraz to kiedy? Rosja gra przede wszystkim na strachu Europejczyków i Amerykanów, jeżeli nie staniemy na wysokości zadania i nie przełamiemy tego paraliżu to dalej będzie mogła bezkarnie mordować i zabijać. NATO jest potężniejsze od Rosji i ma przewagę moralną, gdyż ten konflikt jak żaden inny ma znamiona wojny dobra ze złem. Pamiętajmy ważne słowa prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta o tym, że jedyną rzeczą jakiej musimy się bać jest sam strach.

Mapy: NATO https://www.nato.int/

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Obserwator Międzynarodowy http://obserwatormiedzynarodowy.pl/

sobota, 12 marca 2022

Plan Wojny Putina z perspektywy czasu

 

   Obecnie można już lepiej zrozumieć plan Putina i połączyć kropki. Sądzę, że uzasadniona jest teza, że działania Białorusi z roku 2021 należy rozpatrywać jako część planu inwazji na Ukrainę. Swoiste preludium, które miało zmiękczyć Europę i lepiej przygotować grunt pod wojnę. Gdyby Polska te 4 miesiące temu otworzyła granice zamiast twardo je trzymać to Europa zajęta by była setkami tysięcy "uchodźców" tłoczonych przez Białoruś i nie byłaby w stanie odpowiednio zareagować na atak Rosji na Ukrainę.     


Źródło: CSIS


    Wyobraźmy sobie teraz, że polski rząd pod wpływem presji ze strony mediów, opinii publicznej w kraju i na świecie oraz części opozycji otworzył jednak granice i zaczął wpuszczać "migrantów" Łukaszenki. Bardzo szybko Polska znalazłaby się w opałach, gdyż raz otwarta granica stale zasilana by była kolejnymi falami ludzi sprowadzanymi przez Białoruś. Trzeba by było tworzyć ośrodki dla uchodźców bo w ówczesnych realiach Polacy raczej nie przyjmowaliby ich do swoich domów tak jak obecnie Ukraińców. Szybko sytuacja zaczęłaby się wymykać spod kontroli i Polska musiałaby prosić pozostałe państwa UE o wsparcie. Unia pamiętając zachowanie Polski w sprawie przyjmowania uchodźców przed kilkoma laty i sprzeciwu wobec systemu relokacji po całej Unii napływających od południa ludzi mogłaby nie być tak skora do pomocy. Z całą pewnością doszłoby do sporów politycznych i kryzys by narastał. 

    Równocześnie Putin dalej gromadziłby wojska na granicach Ukrainy i czekał na odpowiedni moment, aż kryzys migracyjny w Polsce i całej Unii urósłby do tego stopnia żeby móc rozpocząć inwazję na Ukrainę. Wtedy sytuacja Ukrainy byłaby o wiele gorsza bo Polska już zmagająca się z uchodźcami Łukaszenki nie byłaby w stanie równie sprawnie przyjmować uciekających przed wojną Ukraińców. Dodatkowo Polska miałaby o wiele mniej sił i uwagi by odpowiednio wspierać Ukrainę politycznie na łonie UE. Sama Unia również byłaby zapewne wolniejsza i mniej zdecydowana w podejmowaniu decyzji o pomocy Ukrainie i wprowadzaniu ostrych sankcji na Rosję.

     Tak więc Polska skomplikowała rosyjski plan wojenny już parę miesięcy temu nie pozwalając Putinowi i Łukaszence na wywołanie sztucznego kryzysu migracyjnego w Europie przed planowaną wojną. Nie ma za co Europo. 

sobota, 5 marca 2022

NO FLY ZONE nad Ukrainą

 

    Widzę, że niektórym w internecie się wydaje, że NATOwskie NO FLY ZONE nad Ukrainą oznacza, że Rosja przestanie bombardować albo dostanie jakiś mandat. Tymczasem oznaczałoby to, że NATOwskie myśliwce musiałyby zestrzeliwać rosyjskie. Czyli bezpośrednia wojna NATO-Rosja. I dlatego to nie powstanie. Zresztą od miesięcy NATO mówiło, że nie będzie bezpośredniego zaangażowania. Ukraina otrzymuje olbrzymią pomoc od zachodu oraz dewastujące sankcje niszczą rosyjską gospodarkę. To i tak niespodziewanie dużo. Niestety samą walkę muszą prowadzić Ukraińcy oraz ochotnicy zagraniczni. 

    NATO ma doktrynę obronną i plany ewentualnościowe do pomocy swoim członkom, które właśnie wprowadza w życie. Dlatego każdego dnia jest u nas coraz więcej wojsk. To nie gra komputerowa że sobie nagle NATO rzuci lotnictwo na Ukrainę. Poza tym Ukraina nie jest w NATO i te plany obronne jej nie obejmują. 

    No chyba, że Rosja bezpośrednio zaatakuje nas albo Bałtów. Wtedy będzie wojna NATO-Rosja. Z tego samego powodu NATO nie wejdzie teraz na Ukrainę. Nikt nie chce podpalić całego świata broniąc Ukrainy. 

Niestety. (odsyłam do posta "Gdyby Ukraina była w NATO...")

środa, 2 marca 2022

Gdyby Ukraina była w NATO...

 

    W 2008 roku na szczycie NATO w Bukareszcie, prezydent Lech Kaczyński mocno lobbował za otwarciem drzwi dla Ukrainy (i Gruzji) do NATO. Nawet prezydent G.W. Bush zdawał się przekonany. Nie będę wskazywał kto był przeciw. Domyślicie się. Wtedy Rosja była jeszcze za słaba, choć i tak napadła na Gruzję parę miesięcy później. Teraz widać dalekowzroczność prezydenta Kaczyńskiego. Gdyby wtedy podjęto właściwe decyzje dziś Ukraina nie byłaby tak bestialsko mordowania bo chroniłby ją parasol nuklearny NATO. Przez lata polscy politycy, naukowcy i eksperci byli często ignorowani albo nawet wyśmiewani za rusofobię i czarnowidztwo. Niestety teraz mamy to co mamy. Cieszę się, że Polska zdążyła do NATO i jest już jego dojrzałym członkiem. 

czwartek, 24 lutego 2022

Wojna na Ukrainie!


A więc jednak wojna!




    Wojna! Nie miejmy złudzeń. Jeśli Ukraina padnie jesteśmy następni na celowniku. Na szczęście jesteśmy w NATO i jest USA. Będziemy musieli się zbroić i być gotowi.  

    Powinniśmy zrobić wszystko by Ukraina wytrwała. Nie twierdzę, że mamy wysyłać tam wojsko tylko sprzęt, zapasy, opatrunki i ewentualnie pomagać w ewakuacji rannych i leczyć ich u nas etc. My jesteśmy w innej sytuacji niż Francja i Niemcy. My w razie upadku Ukrainy będziemy mieli Rosję na kolejnej granicy. Poza tym to nie jest tak, że NATO i USA nic nie robią. Robią i mam nadzieję, że zrobią więcej. Poza tym NATO to też Polska i musimy wieść tu prym bo to nasza granica jest zagrożona.  

    Sprawa niepodległej Ukrainy jest sprawą dla nas bardzo istotną. Jedną z najważniejszych w naszej polityce bezpieczeństwa. Nie wychodźmy przed szereg, ale róbmy co się tylko da w ramach NATO żeby jej pomóc. Niemcy i Francuzi to nie wszyscy. Państwa regionu od Szwecji po Rumunię mają tutaj wspólnotę interesów i razem z nimi ze wsparciem USA, UK, Kanady można aktywnie wspierać Ukraińców niech się bronią do ostatniego rosyjskiego żołnierza.